Fabuła polega na tym, że pewien student trafia na zajęcia z filozofii do fanatycznego ateisty, który chce wmówić wszystkim uczniom, że Bóg umarł, że nie istnieje. Już pierwszego dnia każe im napisać na kartkach: ,,Bóg umarł", albo mogą pożegnać się z zaliczeniem. Z całej grupy studentów tylko Josh postawia sprzeciwić się i udowodnić, że Bóg nie umarł. W taki sposób rozpoczął się elektryzujący spór między profesorem a uczniem, który opanował cały uniwersytet i odmienił życie wielu ludzi.
W filmie widzimy także losy wielu osób, które przeplatają się. Przyznam, że wylałam litry łez oglądając historie, które naprawdę zdarzają się w naszym świecie.
Ów produkcja uczy nas tak wiele, ale nie jest wcale nachalna. Nikt nie wymaga od nas byśmy od razu szli na rozmowę o swoich grzechach do księdza. Wielu ateistów będzie niezadowolonych ze względu powstania ,,God's Not Dead".
Niezwykle przypadł mi do gustu zespół, który został pokazany pod koniec produkcji. Dobra muzyka, chłopaki!
Myślę, że ten film jest odpowiedni do puszczenia na religii lub na rekolekcjach. Mimo wszystko polecam.
Pozdrawiam :)