niedziela, 15 marca 2015

Dzień dobry :)

Kolejny już raz wzięłam się za polski film. Biorąc pod uwagę multum reklam, które zalewały internet oraz telewizje stwierdziłam, że w końcu obejrzę jakąś dobrą polską komedie romantyczną. Niestety, znów zawiodłam się. Zaraz dowiecie się więcej o "Dzień dobry, kocham cię!".


Fabuła dość prosta i nie zbyt skomplikowana, a mianowicie dwójka młodych ludzi wpada na siebie na ulicy i zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Nieszczęśliwy los chciał, że Szymon i Basia nie mogą skontaktować się ze sobą, bo znają tylko swoje imiona. W trakcie żmudnych poszukiwań tracą nadzieje na kolejne spotkanie. W między czasie Basia zaczyna randkować z Leonem - bogatym playboy'em któremu rodzice postawili ultimatum albo ożeni się, albo może zacząć szukać pracy. W całym tym zamieszaniu, wychodzi, że Leon jest gejem i wszystko sprowadza się do happy end'u.


W trakcie oglądania nie mogłam znieść głosu Barbary Kurdej-Szatan, bo był tak piskliwy i irytujący, że aż w pewnych chwilach wytrącał mnie z równowagi. Cały film jak na polskie realia musiał być zaopatrzony w lokowania produktu, to było dodatkowym utrudnieniem. Sceniariusz - oklepany i do przewidzenia. Nie wiem czy to wina reżysera, ale wszyscy aktorzy musieli mieszkać w środku Warszawy, w wspaniałych apartamentach.


Bardzo podobała mi się gra Bołądź i Domagały ponieważ tylko oni mieli rozpisane role i stworzyli
postacie. Miło było zobaczyć Olgę w bardziej kobiecym wydaniu. Jeśli chodzi o muzykę, mogę przyczepić się tylko do duetu Kurdej-Szatan i Libera, dużo bardziej wolałabym usłyszeć oryginał wykonania STRACHY NA LACHY.

Podsumowując nie obejrzę tego filmu po raz drugi ponieważ nie chce tracić czasu. Gdybym poszłabym na niego do kina, pożałowałabym pieniędzy wyrzuconych w błoto.

Pozdrawiam i nie polecam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz