niedziela, 8 maja 2016

Forrest Gump (1994)

Są klasyki kinowe, których nie wypada nie znać. Mnie samej długo brakowało filmu, który byłby jednocześnie zabawny i wzruszający, ciepły i poruszający. ,,Forrest Gump" był już tematem wielu recenzji, dyskusji, sporów, ale ja także postanowiłam dodać swoje trzy grosze.

Gdy Forrest był małym chłopcem jego ojciec opuścił rodzinę. Matka jako środek zarobku brała pod swój dach lokatorów. Niestety okazało się, że chłopiec ma - poza niedowładem nóg - bardzo niski iloraz inteligencji, zbyt niski by mógł uczęszczać do szkoły publicznej. Jego mama nie dała jednak za wygraną i walczyła o to, by miał możliwości jak każde inne dziecko. W życiu Forrestowi pomagały dwie osoby: wyżej wspomniana rodzicielka oraz najlepsza przyjaciółka Jenny, która też nie miała lekko. Chłopak w trakcie jednej z ucieczek przed swoimi prześladowcami odzyskuje sprawność w nogach. Dzięki swojej szybkości zostaje, po czasie, przyjęty do drużyny futbolowej. Forrest dostaje się na College i w związku z tym idzie na studia. Po ich ukończeniu wcielono go do wojska. Gump jest mistrzem ping-ponga, królem krewetek, a nawet multimilionerem - to tylko część lawiny jego przygód. Mężczyzna w natłoku zdarzeń nigdy nie zapomniał o swojej największej i jedynej miłości - Jenny. 


Oczami Forresta widzimy zapis historii Stanów Zjednoczonych...z tej lepszej strony. Spotkanie trzech prezydentów, wiele znanych osobliwości; nawet wojna w Wietnamie z jego opowieści nie została pokazana w oklepany sposób. Natomiast Jenny pokazuje drugą, złą stronę medalu: molestowanie przez własnego ojca, narkotyki, myśli samobójcze, występy w barach dla niezaspokojonych mężczyzn, ucieczki, nieślubne dziecko. Forrest kochał ją mimo wszystko i nie zrezygnował z niej. 

Mężczyzna nigdy nie był inteligentny, ale przejawiał w swojej osobie mądrość której brakuje 80% naszego społeczeństwa. Forrest miał w sobie tak wiele uczuć i wartości. Robił to, co mu kazano, a jeśli nie chciał tego robić to nie robił. Nie miał problemów, może poza brakiem Jenny. Uparcie trzymał się tego, co z dzieciństwie wpoiła mu jego matka, nie ważne czy miałoby to dla niego konsekwencje.


Wiele ujęć w filmie było dla mnie tak pięknych. Zachody słońca, wcześniej wspomniany Wietnam, niebo nocą - zapierały dech w piersiach. Myślę, że można go obejrzeć nawet tylko dla tych scen - doskonałych jak na rok 1994.

W filmie została pokazana cudowna przyjaźń tytułowego bohatera i Porucznika Dana Taylora. Każdy chciałby taką przeżyć. Co do miłości...jestem pełna podziwu dla zachowania Forresta. Czekał na Jenny mimo jej ucieczek, mimo nieodwzajemnionego uczucia, mimo rozchwianych nastojów kobiety. Kochał ją.

Muzyka została dostosowana do dekad, które widzimy. Każda piosenka idealnie podkreśla lata pod siebie podpięte. Jestem zachwyconą tą perfekcją.


Aktorzy! Moi aktorzy! Nie mogę wyróżnić jednej osoby, ponieważ obsada jest tak dobra. Wszyscy grali tak prawdziwie i mimo bardzo fantazyjnej fabuły - było cudownie.

Jeśli chcecie doszukiwać się w tej produkcji wad, to moim zdaniem szukacie na próżno. ,,Forrest" ma przesłanie, które sami musicie odnaleźć.

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/64626c9
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz