Na początku chciałabym powiedzieć, że nie lubię filmów opowiadających o zombie. Zawsze staram się z nich wykręcić, ponieważ to nie tematyka dla mnie, aczkolwiek ,,Wiecznie żywy" mieści się w moich standardach.
Naszą planetę Ziemie opanowuje zaraza - apokalipsa zombie - gdzie ludzie zamieniają się w bezmyślne bestie. Nie można tej cechy przypisać jednak do R. - głównego bohatera, który mieszka w samolocie. R, tak jak inne zombie, nie pamięta swoich wspomnieć ani imienia, ale zachował w sobie największą cząstkę człowieczeństwa z całej grupy. Oczywiście chodzi na polowania i zjada ludzi, jak każdy z zombiaków, ale podczas jednego z żerowań po skonsumowaniu mózgu, notabene bardzo przystojnego, młodego mężczyzny - przejmuje jego wspomnienia. W ten sposób ratuje dziewczynę ów ofiary i powoli zaczyna się w nie zakochiwać.
Przecież zombie nie czuły, bo były martwe, więc jak mógł uświadomić sobie miłość? Tak jak mówiłam, R nie był taki jak wszyscy. Co do wszystkich - widząc rosnące między nastolatkami uczucie - zaczęły im bić serca. Dziwne, prawda?
Film jest hybrydą komedii i horroru, co niezwykle przypadło mi do gustu, ponieważ po scenie z przerażającymi szkieletorami, możemy liczyć na zabawny komentarz. O ile nie przepadam za horrorami, to takie ukazanie fabuły jest - jak dla mnie - bardzo nowatorskie.
Historia Julie i R skojarzyła mi się bardzo z Romeo i Julią, nie wiem czy było to celowe, ale scena na balkonie, żywcem wyjęta z dzieła Szekspira!
Teraz powiem trochę więcej o ukazaniu zombie w tej produkcji. Nie ograniczono się tylko do gnijących, bezmyślnych i mających tępy wzrok zwłok - do czego nas przyzwyczajono w tego typu filmach. Zombie właściwe - jak pozwoliłam sobie ich nazwać - są w miarę spokojni, starają się stworzyć sobie namiastkę życia, nie przerażają nas. Jesteśmy do nich raczej pozytywnie nastawieni. Niestety istnieje także grupa, która napawa mnie strachem, tzw. szkieletory. Ich naprawdę można nazwać żywymi trupami - ponieważ to szkielety. Z ludźmi to oni nawet na jednej półce nie leżeli. Widzimy, że same zombie też nie są do nich przyjaźnie nastawione, trzymają się raczej z boku.
Jeśli chodzi o miłość, to nie było typowe romansidło dla nastolatków. Muszę przyznać, że to była jedna z lepszych historii miłosnych jaką widziałam. Dojrzewające uczucie, powolne przekonanie Julii do R, na samo wspomnienie uśmiecham się. R niczym nie różni się od innych nastolatków, flirtuje z Julie, dziewczyna go fascynuje.
Przezabawne są spostrzeżenia głównego bohatera, żarty z samego siebie. Dystans i dawka ironii - to, co lubię w filmach.
Nicholas Hoult i Teresa Palmer stworzyli cudowny duet. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że zrobili cały film. Co do aktorki - wyglądem bardzo przypominała mi Kristen Stewart, do tego stopnia, że na początku produkcji zadałam sobie pytanie, czy to przypadkiem nie ona.
Podsumowując, nawet jeśli boicie się horrorów to w ,,Wiecznie żywym" nie ma się czego bać (chyba, że szkieletorów, ale na szczęście nie pojawiają się często).
Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/124067ef
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz