poniedziałek, 27 czerwca 2016

Zanim się pojawiłeś (2016)

Dobry Boże, jaka jestem szczęśliwa! W końcu znalazłam film, który mnie nie zanudził, rozbawił, wzruszył i pocieszył jednocześnie! Mowa tutaj o nowości, która ma jakże dźwięczny tytuł, ,,Zanim się pojawiłeś". Nawet tak bardzo nie razi mnie tłumaczenie, ponieważ nazwa w wersji angielskiej brzmi ,,Me Before You" - jest dobrze.


Zacznę od tego, że jeśli tylko podobali wam się ,,Nietykalni" to ,,Zanim się pojawiłeś" także przypadnie wam do gustu. Oczywiście, nie śmiem porównywać nowości do klasyki kina. Ekranizacja powieści Jojo Moyes to wyżej wspomniany ,,Intouchables" ze szczyptą romantyzmy i bardzo dużą ilością sarkazmu.

Dwójka zupełnie nie podobnych do siebie charakterów: Louisa "Lou" Clark, która mieszka w malutkim mieszkanku wraz z siostrą oraz jej synem i rodzicami, nie wie co zrobić ze sobą po stracie pracy; Will Traynor bogaty i wyrafinowany mężczyzna, który pół swojego życia spędził na zabawie, na aktywnym spędzaniu czasu, można rzez, że był ,,ustawiony" - jego rodzice mieli własny zamek.
Pewnego, niby zwykłego, dnia gdy wyszedł z mieszkania w kierunku taxi został potrącony przez samochód i sparaliżowany od szyi do stóp. Lou w ,,pośredniaku" dostaje propozycje opieki nad Will'em i jako niezwykle zdesperowana, przyjmuje są.


Jojo Moyes osobiście napisała scenariusz i poprowadziła swój film w bardzo schematyczny sposób. Taki typowy romans. Ale czy naprawdę typowy? Otóż nie! Oglądając poczułam się wciągnięta w historie Will'a, do tego stopnia, że mogłam poczuć na sobie jego uczucia. Jeśli już o uczucia mowa...nie dostajemy tylko polukrowanej miłości z wisienką na szczycie - jak to bywa w taki produkcjach. Dobrze przemyślano gdzie powinien pojawić się śmiech, empatia, wzruszenie. Twórcy trochę grali na naszej psychice, ale w pozytywny sposób.

W ekranizacji czuje się niezwykły klimat. Patrząc na scenografie idealnie przełamaną kostiumami naszej Louis'y, w co została gładko wpleciona muzyka - można się zakochać! Wspomnę, że w ścieżce dźwiękowej wykorzystano piosenki takich wykonawców/zespołów jak: Imagine Dragons, Ed Sheeran czy Cloves - aż miło się słucha.


Emilia Clarke (cóż za zbieżność nazwisk z bohaterką) stworzyła cudowną postać - pozytywnie zakręconą kobietę, która pokazała, że żadnej pracy się nie boi. Emanuje takim optymizmem, że na sam jej widok kąciki ust podnoszą się do góry. Sam Claflin pokazał bardzo wiele. Mało kto tak przekonywującą zagrałby osobę przykutą do wózka (oprócz Francois'a Cluzet'a oczywiście). Sam przedstawił niezwykłego pesymistę, mężczyznę strasznie skrzywdzonego przez los. Mimo wszystko pokochałam go za cynizm i opryskliwość. Dawno nie słyszałam tak dobrych ripost. Nie na głównych bohatera świat się kończy, Matthew Lewis - znany z ,,Harrego Pottera" wrócił na pełnym gazie. Gdy tylko widziałam go na ekranie już pojawiał się na mojej twarzy wielki uśmiech.


Nie czytałam książki, ale po pobycie w kinie chyba to zrobię. Przyznam, że gdyby moja przyjaciółka raczej nie wyszłabym z kina, film tak ,,wbił" mnie w siedzenie swoim całościowym oddźwiękiem. Nawet mężczyźni płakali (chociaż pewnie nie chcieli, żeby ktokolwiek to widział). Wszystkim polecam wyjście na ,,Zanim się pojawiłeś" - ale pospieszcie się, zanim ( ;) ) zniknie z ekranów.

Zdecydowanie nie żałuje wydanych pieniędzy i wydałabym je jeszcze kilka razy na ów produkcje.

Pozdrawiam. ;)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz