Przed obejrzeniem filmu pt."Pan od muzyki" słyszałam wiele pochlebstw z ust moich znajomych: że będę wzruszona po obejrzeniu; że nie pożałuje. Teraz przyznaje im racje i zwracam honor.
Byłam sceptycznie nastawiona do całej fabuła. "Trudna młodzież? No nie wiem..." mówiłam. Ale w nim jest coś więcej niż tylko źli chłopcy. Film opowiadam o doświadczonym nauczycielu - Clement Mathieu - który znalazłam prace na prowicji w internacie dla trudnej młodzieży. Dzięki muzyce i przychylności innego nauczyciela (jego zupełnego przeciwieństwa) udaje mu się zaprzyjaźnić z uczniami i nawet stworzyć szkolny chórek. Jednak nie potrafi dogadać się z rygorystycznym dyrektorem co sprowadza wszystko do kłopotów...
Film tak naprawdę opowiada o tym na ile stać muzykę. Jak ona jest w stanie odmienić charakter, złagodzić obyczaje i wzbudzić odwagę do działania.
Mathieu (Gerard Jugnot) to mężczyna nie szukający rozgłosu. Nie zkazuje uczniów na ciężkie kary tylko stara się ich bronić - jak źli by nie byli. Rozwija zainteresowania, podbudowuje na duchu i co najważniejsze jest jedną z milszych osób w całej placówce. Gdy chór zaczyna działać jego zatwardziały w przekonaniu "akcja - reakcja" kolega zaczyna przekonywać się do całej sprawy i przychylnym okiem patrzy z boku na postępy naszego głównego bohatera.
Byłam zaskoczona grą aktorką dzieci. Nie są oni zawodowymi aktorami, a odgrywają swoje role idealnie.
Film wciąga od pierwszej minuty. Co prawda początek zrozumiałam dopiero na końcu, ale nie mógł być bardziej paradoksalny. Jest garść humoru, ale także wiele smutku i poruszających historii.
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o pięknej muzyce - urzekła mnie!
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz