Film "Grinch: świąt nie będzie" jest ze mną od dzieciństwa, zawsze gdy leciał w telewizji rodzice sadzali mnie przed telewizorem i kazali oglądać. Wtedy nie miałam o nim dobrego zdania jednak po latach gdy już kolejny raz go obejrzałam, stwierdziłam:"Wow on jest naprawdę dobry!".
Przejdźmy do rzeczy. Akcja filmu rozgrywa się w małej wiosce zwanej Ktosiowem.W tym malutkim miasteczku mieszkają ludzie którzy nade wszystko kochają Boże Narodzenie. Jednak nie wszyscy darzą tak wielką sympatią święta. Wśród mnieszkańców są dwie osoby, które tego świeta nie lubią. Pierwszą z nich jest mała dziewczynka Betty Lou Ktoś uważająca, że Święta nie polegają jedynie na kupowaniu prezentów, a drugą niesympatyczny Grinch, który do Gwiazdki żywi czystą nienawiść. Pewnego dnia wpada on na pomysł aby pozbawić mieszkańców Ktosiowa Świąt i w tym celu zamierza wykraść z miasteczka wszystko, co może kojarzyć się z Bożym Narodzeniem - choinki, prezenty, bombki itd. Czy Grinchowi uda się zrealizować ten perfidny plan i jakie będą tego skutki? O tym przekonać muszą się już sami widzowie.
Według mnie film dobrze uświadamia, że "magia świąt" to nie wszystko. Reżyser Ron Howard dobrze oddał każdy szczegół i jak na film z 2000 roku jest u mnie na poziomie tych z 2014r. Chciałabym także pochwalić Jim'a Carrey'a za to jak odegrał role samego Grinch'a.
Czy według mnie warto obejrzeć ten film? Oczywiście, że tak.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz