poniedziałek, 26 grudnia 2016

Kochajmy się (nie tylko) od święta (2015)

W ostatnim czasie zostałam namówiona przez moją rodzinę na obejrzenie filmu, który miał zapowiadać się świątecznie. Za ,,Kevin..." nie przepadam, więc musiałam iść na ugodę: oglądnę wszystko, oprócz wyżej wymienionej produkcji. Zgodziłam się i zostałam posadzona przed ,,Kochajmy się od święta".


Historia kręci się wokół rodziny Cooperów. Sam i Charlotte chcą ukryć przed swoimi dziećmi, że ich małżeństwo się rozpada i rozwód jest nieunikniony, więc postanawiają, że to będą ostatnie rodzinne Święta, bez wzmianki o wyprowadzce Sam'a. Ich syn - Hank, ma rozwód już za sobą, ale jego problemem jest brak pracy, a musi znaleźć ją jak najszybciej, by mieć z czego płacić alimenty. Drugim dzieckiem tego małżeństwa jest piękna Eleanor, która wplątała się w romans z żonatym facetem. Żeby nie wyjść na najgorszą i uniknąć umoralniających kazań swojej mamy werbuje poznanego w lotniskowym barze żołnierza na swojego chłopaka. Emma, siostra Charlotte, uważająca się za czarną owcę w rodzinie, wpada w ręce policji. Wszystko zwieńcza senior rodu - Bucky, która zaprasza na kolacje wigilijną młodziutką Ruby. 


Muszę powiedzieć, że fabuła jest bardzo zakręcona i na początku ciężko jest się połapać kto, kim dla kogo jest. Przy okazji Wigilii wszystkie powikłania rodzinne wychodzą na prostą i historia staje się jasna, ale zanim to się stanie musimy trochę pogłówkować. 

Moją uwagę zwróciła narracja, ponieważ myśli, uczucia, sytuacje opisywała osoba postronna. Właśnie, czy to była osoba? 


W filmie nie brakuje zabawnych dialogów, sporów. Szczególnie do gustu przypadły mi kłótnie Eleanor - zatwardziałej demokratki z żołnierzem Joe, który był republikaninem. Ich przekomarzanie się wywoływało uśmiech na mojej twarzy. 

Obsada była na miarę Oskara! John Goodman i Diane Keaton wybitnie zagrali małżeństwo w średnim wieku, tak jakby wyjęto ich z prawdziwego życia. Jake Lacy i Olivia Wilde to duet, którym chciałabym zobaczyć w większej ilości filmów, ponieważ dawno nie widziałam aktorów, którzy tak by się zgrali. June Squibb w drugoplanowej roli cioci Fishy była świetna! Czułam niedosyt jej postaci. Znana wszystkim Amanda Seyfried nie pokazała tutaj zbyt dużo. Nie przypadło mi do gustu jak odegrała swoją rolę. 


Jestem wymagająca, więc nie mogę powiedzieć, że produkcja jest do końca świetna. Jest wyidealizowana, przecież nie zawsze wszystko tak się udaje, ale jak na film, który puszcza się w Święta jest całkiem dobry. Oczywiście, nie siedzimy jak na szpilkach w oczekiwaniu na zakończenie i nie dostajemy fajerwerkami w twarz, ale nie jest najgorzej. 

Pozdrawiam. :)

piątek, 23 grudnia 2016

Interstellar (2014)

Często oglądam filmy z polecenia znajomych, ponieważ podrzucają mi bardzo ciekawe propozycje., o których przeważnie wcześniej nie słyszałam. Oczywiście, przymykam oko na ich opinie, ponieważ ile osób - tyle zdań. Chociaż, daje produkcją jakiś kredyt zaufania. Tak właśnie było z ,,Interstellar".


W filmie pokazana jest bardzo przykra, jednak jak najbardziej możliwa, wizja świata. Ludzkości kończą się zapasy jedzenia, więc porzucają swoje dotychczasowe prace i zajmują się uprawą roli. Ciężko jest żyć w pyle, przez który nie da się oddychać. Podczas jednej z burz piaskowych główny bohater - Cooper, natknął się na dziwne linie w pokoju swojej córki, które doprowadziły go do tajnego ośrodka NASA. Na Ziemi nie ma już szans na przeżycie, więc trzeba szukać innego schronienia. W ten sposób grupa śmiałków wyrusza na poszukiwania. Ze względu na to, że Cooper był byłym pracownikiem NASA stwierdzono, że będzie idealnym członkiem ekspedycji. W pewnym momencie zostaje głównym pilotem.

W scenariuszu jest wiele niejasności, niedociągnięć, które niezwykle irytują. Po filmie zostają pytania: Dlaczego na Ziemi pojawił się pył? Jak to się stało? Czemu właśnie Cooper został pilotem? Nie możemy jednak liczyć na odpowiedzi.


Reżyser chciał zrobić film złożony, ambitny, ale w zasadzie stworzył kolejną hollywoodzką produkcje. To miało być coś wielkiego, ale takim się nie stało.

Dostajemy wykłady jak działa wszechświat, ale osoba taka jak ja, która nie przepada za fizyką i w sumie wie tyle, ile musi wiedzieć, nic z tego nie zrozumie! Może reżyser próbował wytłumaczyć to w sposób prosty, tak by zrozumiał każdy gimnazjalista, ale nie wszyscy siedzą w tym temacie. Jedni interesują się astronomią, a drudzy anatomią!

Nie mogę powiedzieć, że ,,Interstellar" jest do końca zły, ponieważ skłamałabym. Widzimy cudowne efekty specjalne, pięknie pokazane planety, które mnie zachwyciły. Zdjęcia kosmosu są najlepsze, jakie kiedykolwiek widziałam. Świetną postacią był robot TARS, który posługiwał się moim ulubionym rodzajem humoru. Jak również muzyka!


Rozkleiła mnie scena, w której Cooper ogląda filmy, które przesłały mu jego dzieci. Przez jeden błąd stracił 30 lat ich życia. Zostałam tym całkowicie kupiona. Główny bohater miał świadomość, że gdy wróci na ziemie jego dzieci mogą już nie żyć.

Powinnam wspomnieć o aktorach, ponieważ zagrali niezwykle dobrze. Matthew McConaughey, który zawsze jest dobry, jednak jako odtwórca głównego bohatera wydawał zbyt statyczny. W obsadzie widzimy także Anne Hathaway, której nie mam nic do zarzucenia, była dobra. Michael Caine jako profesor spisał się doskonale, zresztą jest aktorem, za którym przepadam. Zaskoczyła mnie postać Murph - córki Coopera, którą zagrała Jessica Chastain, ponieważ do tej pory kojarzyłam ją z filmem ,,Służące". Nie mogę zapomnieć o wspaniałej Ellen Burstyn, na którą zawsze można liczyć.


Podsumowując, fabuła nie zachwyca, ale film ratują aktorzy, zdjęcia oraz muzyka. Jeśli nie interesuje was fizyka albo nie macie czasu to ,,Interstellar" nie jest dla was, ponieważ trwa prawie 3 godziny. W pierwszym wypadku zaśniecie a w drugim nie będziecie w stanie obejrzeć go w całości.

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/57819409http://www.cda.pl/video/1952403e
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

piątek, 9 grudnia 2016

Szczęściarz (2012)

Wielu aktorów i aktorek kojarzy nam się z późnym dzieciństwem, ponieważ grali w filmach, które w tamtym okresie uwielbialiśmy. Każdy z nas zna High School Musical. Każdy z nas zna Troya. Większość dziewczyn w przeszłości skrycie, lub trochę mniej, podkochiwało się w nim. Sama przeżyłam szok, gdy dowiedziałam się, że Troy ma tak na prawdę na imię Zac! W ,,Szczęściarzu" Zac Efron zupełnie zrywa z wizerunkiem grzecznego licealisty.


Historia skupia się wokół sierżanta Logana Thibaulta, który szczęśliwie wrócił z trzeciej misji w Iraku. Znalazł tam zdjęcie, które, jak sądził, uratowało mu życie. Postanowił znaleźć kobietę, która na nim widniała. Tak stopniowo dowiadywał się, że miała na imię Beth i zajmowała się tresurą psów. Postanowił blefować, że przyszedł zatrudnić się u niej, jednak ona widząc go, nie chciała dać mu pracy. Na przekór wnuczce, zrobiła to jej babcia. Beth była rozwódką z dziesięcioletnim synkiem - to była skomplikowana sytuacja. Mimo wszystko ludzie zakochali się w sobie, ale los bywa przekorny, więc na ich drodze stanął były mąż Beth oraz nieujawniona kwestia tajemniczego zdjęcia. Czy taka błahostka była w stanie ich podzielić?


Nie potrafiłam zrozumieć logiki Beth, ponieważ z jednej strony zachowywała się jak: ,,Bierz mnie!", a z drugiej: ,,Nie podchodź do mnie!". Jej postać można określić jednym zdaniem: ,,Przytul mnie, ale mnie nie dotykaj". Miała być dojrzałą kobietą, poważną matką, ale coś tutaj nie wyszło.

Logan wykazał się zaangażowaniem, troskliwością, nie myślał tylko o sobie. Bardzo cieszę się, że jego postać została tak pokazana. Cieszę się, że Efron pokazał prawdziwe aktorstwo.


Aktorzy, niestety wyglądali przy sobie jak matka z synem, chociaż dzielą ich dwa lata różnicy, co osobiście mnie odrzuciło.
Urzekła mnie jednak babcia, osoba żartobliwa, wesoła, zadowolona z życia. Tak pozytywnie nastawiona do każdej sytuacji, była cudowna. Rozbawiała mnie za każdym razem.
Moją uwagę przykuł również pies Logana, był miłą odmianą po strasznie irytującej głównej bohaterce. Pokazał, że zwierzęta wiele rozumieją i też mają uczucia.


,,Szczęściarz" nie jest filmem, który kategorycznie trzeba obejrzeć, bo to nie prawda. Nie jest na tyle dobry, by wszyscy musieli go koniecznie oglądnąć. Jeśli chcecie zobaczyć przemianę Zac'a - oczywiście, ale nie można liczyć w wyżej wymienionej produkcji na psychologiczne dialogi czy zawiłą fabułę.

Pozdrawiam. :)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/
Film obejrzysz na: https://cda-online.pl/szczesciarz-2/,

sobota, 19 listopada 2016

Koszmar matki (2012)

Ostatnio zdecydowałam się na seans dość niespodziewanego filmu, bowiem jego tytuł brzmi ,,Koszmar matki", więc co mogłam o tym pomyśleć? Że córka zrobiła coś głupiego? Wpadła w jakiś nałóg? Jednak fabuła przekroczyła moje oczekiwania i przypuszczenia.


Historia toczy się wokół Chrisa, którego niedawno rzuciła dziewczyna, przez co wpadł w depresję. Przez jakiś czas nie chodził do szkoły, więc był zestresowany swoim powrotem, nie chciał widzieć byłej dziewczyny i jej nowego chłopaka na oczy. W szkole pojawiła się nowa, jedna z tych pięknych i łamiących serca, nastolatka. Chłopak wpadł jej w oko, więc postanowiła zrobić wszystko, by go w sobie rozkochać. Chris całkowicie utonął. Nie sądził, że ktoś po zerwaniu jeszcze się nim zainteresuje, a jednak! Mama głównego bohatera była zaniepokojona jego nowym związkiem, ponieważ Vanessa zbyt często bywała w ich domu, nawet posunęła się do dania Chrisowi sygnetu należącego do jej ojca. Nastolatek nie wiedział, że jego wybranka skrywała tajemnice, straszną tajemnice. 

Vanessa zastanawiała mnie od początku, ponieważ miała intrygującą historię. Jak stopniowo dowiadywaliśmy się, jej rodzice nie żyli, bowiem ojciec ,,odszedł", nie wiedziałam jednak, co miałam przez to rozumieć, a matka zabiła się. Dziewczyna miała bardzo ciekawe wizję - dziewczynki, na oko 5-letniej, stojącej przy otwartej trumnie z, jak się domyślamy, jej mamą. Często też słyszymy kołysankę, którą śpiewała jej rodzicielka.


Musimy wziąć pod uwagę, że Chris był w depresji, dawał sobą manipulować. Vanessa go upiła, by później móc przekonać do swoich racji. A on był w niej tak szaleńczo zakochany, że nie wyobrażał sobie zniknięcia jej ze swojego życia. Ludzie z miłości robią różne głupie rzeczy, kobiety wiążą się z facetami, którzy biją ją i całą rodzinę, ale i tak w tym tkwią a Chris wierzył swojej ukochanej w każde słowo. 

Tknął mnie wiek postaci, ponieważ Chris i Vanessa mieli po 16 lat! I gdzieś z tyłu głowy pojawia mi się znany tekst wielu nastolatków: ,,Mamo, mam już 16 lat!" i w filmie, też gdzieś go usłyszałam. W tym wieku robi się wiele rzeczy, których się później żałuje.

Film jest bardzo psychologiczny, mogę pokusić się o stwierdzenie, że pytania, które przez niego pojawiają się w naszej głowie, uwierają. Czekamy na odpowiedź, szukamy odpowiedzi. 

Zakończenie były jednym z niewielu, które mi się podobało. Cała produkcja została wytłumaczona, mimo że możemy brać Vanesse za wariatkę, miała w swoim działaniu jakąś logikę. Swoją, ale miała.


Muszę przyczepić się do gry aktorskiej, ponieważ wszystko w niej było nie tak. Mogę pochwalić matkę Chrisa - Annabeth Gish, która pokazała jakąś dojrzałość aktorską. W roli Vanessy widziałabym Kaye Scodelario (znaną z ,,Więzień Labiryntu"), bo Jessica Lowndes pasuje bardziej do komedii romantycznej.

Muzyka w filmie prawie nie istniała, oczywiście oprócz kołysanki śpiewanej przez Vanesse. To jednak było jak dla mnie za mało. 

Pozdrawiam. 😊

poniedziałek, 31 października 2016

Greta (2009)

Mam kilka filmów, do których nie chcę wracać, bo są źle zrobione; bo aktorzy zostali źle dobrani; bo fabuła choć ciekawa, to kompletnie popsuta. Dzisiejsza produkcja, o tytule: ,,Greta", zalicza się do ostatniej grupy.

Greta jest siedemnastoletnią buntowniczką, którą matka wysłała na wakacje do dziadków, by dać sobie chwilę spokoju. Dziewczyna nie kryje się z tym, że chce się zabić w osiemnaste urodziny i kompletuje listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Nastolatka zostaje postawiona pod ścianą, ponieważ jej babcia nie ma zamiaru kłaść pieniędzy na zachcianki wnuczki i wysyła ją do pracy. Greta wdaje się w romans z przystojnym Julie'm - chłopakiem, który był w poprawczaku za kradzież, a jednocześnie jest świetnym kucharzem. Jak się okazuje, matka głównej bohaterki nie jest święta, ignoruje ją dla trzeciego męża. Natomiast jej ojciec nie żyje, popełnił samobójstwo, które dziewczyna widziała, gdy miała zaledwie pięć lat. 


Wątek sarkastycznej nastolatki byłby dobry, gdyby śmieszył. Dziewczyna mogłaby sypać żartami na prawo i lewo, ale tak nie było. Zemsta na sąsiadce nie doszła do skutku (osobiście liczyłam na jakąś głośną imprezę). Żenowała mnie jej postawa, ponieważ była niedopracowana, mówiła ,,wszyscy zwracajcie na mnie uwagę, jestem najważniejsza". 

Jeśli chodzi o matkę, to pojawiła się pod koniec produkcji, chociaż wiele o niej mówiono. Kobieta sama zachowywała się jakby była w wieku swojej córki, wybuchając pretensjami na swoich rodziców, a powinna dawać przykład. 


Szkoda mi braku kontynuacji historii z Julie'm. Myślę, że ich miłość zrobiłaby cały film, bo dobrze się zapowiadała.

Oczywiście jak to bywa w tego typu filmach, żeby główna postać mogła się zmienić, musiało dojść do swego rodzaju tragedii, tutaj mamy zawał babci. 


Hilary Duff, odgrywająca role Grety, jest kojarzona głównie z komediami romantycznymi, brana bardziej za słodką księżniczkę, niż histeryczkę z problemami. Moim zdaniem najlepiej zagrał tutaj Evan Ross, jako Julie, był bardzo przekonujący i gdyby nie on to film byłby całkowitą klapą. 

Pozdrawiam. :)

niedziela, 16 października 2016

Wiecznie żywy (2013)

Na początku chciałabym powiedzieć, że nie lubię filmów opowiadających o zombie. Zawsze staram się z nich wykręcić, ponieważ to nie tematyka dla mnie, aczkolwiek ,,Wiecznie żywy" mieści się w moich standardach.


Naszą planetę Ziemie opanowuje zaraza - apokalipsa zombie - gdzie ludzie zamieniają się w bezmyślne bestie. Nie można tej cechy przypisać jednak do R. - głównego bohatera, który mieszka w samolocie. R, tak jak inne zombie, nie pamięta swoich wspomnieć ani imienia, ale zachował w sobie największą cząstkę człowieczeństwa z całej grupy. Oczywiście chodzi na polowania i zjada ludzi, jak każdy z zombiaków, ale podczas jednego z żerowań po skonsumowaniu mózgu, notabene bardzo przystojnego, młodego mężczyzny - przejmuje jego wspomnienia. W ten sposób ratuje dziewczynę ów ofiary i powoli zaczyna się w nie zakochiwać.
Przecież zombie nie czuły, bo były martwe, więc jak mógł uświadomić sobie miłość? Tak jak mówiłam, R nie był taki jak wszyscy. Co do wszystkich - widząc rosnące między nastolatkami uczucie - zaczęły im bić serca. Dziwne, prawda?


Film jest hybrydą komedii i horroru, co niezwykle przypadło mi do gustu, ponieważ po scenie z przerażającymi szkieletorami, możemy liczyć na zabawny komentarz. O ile nie przepadam za horrorami, to takie ukazanie fabuły jest - jak dla mnie - bardzo nowatorskie.

Historia Julie i R skojarzyła mi się bardzo z Romeo i Julią, nie wiem czy było to celowe, ale scena na balkonie, żywcem wyjęta z dzieła Szekspira!


Teraz powiem trochę więcej o ukazaniu zombie w tej produkcji. Nie ograniczono się tylko do gnijących, bezmyślnych i mających tępy wzrok zwłok - do czego nas przyzwyczajono w tego typu filmach. Zombie właściwe - jak pozwoliłam sobie ich nazwać - są w miarę spokojni, starają się stworzyć sobie namiastkę życia, nie przerażają nas. Jesteśmy do nich raczej pozytywnie nastawieni. Niestety istnieje także grupa, która napawa mnie strachem, tzw. szkieletory. Ich naprawdę można nazwać żywymi trupami - ponieważ to szkielety. Z ludźmi to oni nawet na jednej półce nie leżeli. Widzimy, że same zombie też nie są do nich przyjaźnie nastawione, trzymają się raczej z boku.


Jeśli chodzi o miłość, to nie było typowe romansidło dla nastolatków. Muszę przyznać, że to była jedna z lepszych historii miłosnych jaką widziałam. Dojrzewające uczucie, powolne przekonanie Julii do R, na samo wspomnienie uśmiecham się. R niczym nie różni się od innych nastolatków, flirtuje z Julie, dziewczyna go fascynuje.

Przezabawne są spostrzeżenia głównego bohatera, żarty z samego siebie. Dystans i dawka ironii - to, co lubię w filmach.

Nicholas Hoult i Teresa Palmer stworzyli cudowny duet. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że zrobili cały film. Co do aktorki - wyglądem bardzo przypominała mi Kristen Stewart, do tego stopnia, że na początku produkcji zadałam sobie pytanie, czy to przypadkiem nie ona.

Podsumowując, nawet jeśli boicie się horrorów to w ,,Wiecznie żywym" nie ma się czego bać (chyba, że szkieletorów, ale na szczęście nie pojawiają się często).

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/124067ef 
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

poniedziałek, 10 października 2016

Pokój (2015)

W zeszłym roku wiele słyszało się o filmie pt. ,,Pokój", jednak wtedy nie miałam w sobie wystarczająco dużo odwagi, by go obejrzeć. W ostatni weekend września postanowiłam, że skoro produkcja ta ma takie dobre oceny, muszę ją zobaczyć.


Joy od siedmiu lat nie widziała świata, bowiem w wieku 17-lat została porwana i uwięziona w szopie - malutkim pokoju zaadaptowanym na kawalerkę, na podwórku oprawcy. Dziewczyna rodzi ślicznego chłopca i nadaje mu imię John. Chłopiec przez cały czas myślał, że to pomieszczenie, w którym mieszkają, jest całym światem. Jak wiadomo każdym światem rządzi jakiś bóg, tutaj zwany Starym Nickiem, który przynosi niezbędne do życia produkty. W dniu 5 urodzin Johna jego mama postanawia wyznać mu prawdę. Prawdę, że istnieje coś więcej niż cztery ściany pokoju. Joy knuje misterny plan wydostania się na wolność, powrotu do świata żywych. Namawia więc chłopczyka, żeby najpierw udawał chorego, a gdy to nie podziałało, martwego. Kobieta zawija Johna w dywan i zmusza Nicka do wywiezienia go w miejsce, gdzie mógłby go pochować.

Później cała narracja zostaje odwrócona do góry nogami. Nie jesteśmy już biernymi obserwatorowi, ale stajemy się uczestnikami filmu.


Myślałam, że ucieczka chłopca skończy się dla Joy tak, jak historia pokazana w ,,Nostalgii anioła" czyli po prostu śmiercią, jednak nie. Kobieta zostaje odnaleziona, możemy przyglądać się przyzwyczajaniu Johna do ludzi, życia w społeczeństwie. 

Urzekły mnie słowa chłopca, gdy ,,Ma", ponieważ tak nazywał swoją mamę, tłumaczyła mu istnienie rzeczy poza pokojem. Powiedział wtedy: ,,Chciałbym mieć znowu cztery lata.".


Montaż jest fantastyczny, piękne sceny, bez zbędnych cięć, kadrów. Każdy moment jest ważny, nie ma miejsca na błędy. 

Muzyka była cudowna! Była tak dobrana, by nie przeszkadzała, ale uwydaczniała i oddawała nastrój. 

Chciałabym teraz powiedzieć kilka słów o aktorach. Według mnie to Jacob Tremblay (John) powinien dostać Oscara w 2015 roku. Oddał w sobie wszystkie emocje, pięknie pokazał dążenie do decyzji, rozumienie pewnych ,,dorosłych" spraw a miał wtedy tylko 9 lat. Wybacz Leo, wolę Jacoba! 
Brie Larson jako Joy bardzo dobrze sobie poradziła. Dostała wymagającą rolę, ale wykazała się dużym warsztatem.


Lenny Abrahamson i Emma Donoghue nie skłamali, pokazali w swoim filmie całą prawdę, co jest bardzo trudne. Będę obserwowała poczynania Abrahamsona i Donoghue,

Pozdrawiam. :)

piątek, 30 września 2016

Nieracjonalny mężczyzna (2015)

Od jakiegoś czasu ciągnęło mnie do filmu pt. ,,Nieracjonalny mężczyzna". Nie tyle opis był zachęcający, co same zwiastuny i twórca, we własnej osobie Woody Allen!

Abe Lucas jest wykładowcą fiolozofii, który wpadł w dół egzystencjalny. Postanowił objąć posadę na małym nowojorskim uniwersytecie, na którym plotki na jego temat już dawno zostały rozpuszczone. Jego brak woli do życia i depresja zaintrygowały młodą studentkę - Jill. Co do dziewczyny - jest w szczęśliwym związku z cudownym młodym mężczyzną. Abe jednak słynie z... romansów. I tak, oprócz Jill, widzimy u jego boku także koleżankę - Ritę.


Relacje Abe i Jill wygląda z początku niewinnie, spotykają się jako przyjaciele. Na kawie, żeby spokojnie porozmawiać i takie miało pozostać, mężczyzna to sobie obiecał . Z czasem jednak przeradza się to w coś większego, co prawda dziewczyna twierdzi, że nadal kocha swojego chłopaka, lecz nie może oprzeć się urokowi dojrzałego mężczyzny. 

Rita od początku wiedziała czego chciała. Marzył jej się rozwód z mężem i wyjechanie gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie będzie mogła zacząć nowe życie, najlepiej u boku profesorka i prawie jej się to udało...

W samej produkcji widzę wiele dziur, niezrozumiałych wypowiedzi, niedopowiedzeń. Zrobiony bardziej pod ,,głupią" widownie, niż dla ludzi, którzy naprawdę potrafią czytać między wierszami i zauważać to, co ukryte.

Brakowało mi ,,tego czegoś" -  aspektu, który skłoniłby mnie do powtórnego seansu.

Podczas jednego ze spotkań Jill i Abe w knajpie, przypadkowo słyszą rozmowę o ,,okrutnym sędzim", który chcę zrobić na złość kobiecie i zabrać jej dzieci. W głowie mężczyzny rodzi się misterny plan zabójstwa.
Przejście w mrok kryminału miało być punktem wyjściowym produkcji, ale wyszło trochę mdlę. Profesor Lucas zaczyna żyć morderstwem, stawia to na pierwszym miejscu. Może nawet byłby to dobry wątek, gdyby nie brak tajemnicy i wręcz maniakalne zainteresowanie śmiercią.
Morderstwo miało być idealne i w na początku było, dopóki ludzie nie zaczęli domyślać się, że to nie był zwykły zawał...

Abe udaje schizofrenika, jest zabójcą, ale również zastanawiała się z Jill kto zabił. Dziwi mnie, że kobieta się domyśliła, w takich produkcjach główna aktorka gra tą głupią do końca.


Emma Stone...wypadła bardzo dobrze, jej rola podobała mi się niezwykle. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że ciągnie ten film. Gdy widzi się ją na ekranie od razu jest milej. Napawa dobrymi odczuciami.

O Joaquin'ie Phoenix'ie nie mogę nie wspomnieć, ponieważ mimo słabego scenariusza, zagrał przyzwoicie. Na tyle, że można zatrzymać się na chwilę przy jego postaci. Na tyle, że nie wywoływał u mnie zdenerwowania ani złych uczuć.

Podsumowując, aktorzy dają radę ze swoimi rolami, ale całość nie wychodzi tak, jak można by się tego po Allenie spodziewać. Powiem tak, raz obejrzeć można, ale nie widzę sensu do niego wracać.

Pozdrawiam. :)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

piątek, 26 sierpnia 2016

Listy do Julii (2010)

Nigdy nie przepadałam za powieścią pt. ,,Romeo i Julia". Sam sposób pisania Williamia Szekspira oczywiście był niezwykły, ale historia jakby nie w moim stylu, nie przemawiała do mnie. Jednak po filmie pt.,,Listy do Julii" zaskoczyłam samą siebie, ponieważ pomyślałam, że William może miał trochę racji, co do tej miłości.


Sophie i Victor postanowili wyjechać na podróż poślubną przed ślubem ze względu na restauracje mężczyzny. Jako cel podróży wybrali sobie słoneczną Weronę, znaną z tragedii Romea i Julii. Zdawało się, że Victora interesowało tylko smaki Włoch, a jego narzeczona była daleko w tyle. Sophie postanowiła zwiedzić miasto w pojedynkę, bo czemu nie? Kobieta trafiła na miejsce gdzie zostawiano listy zaadresowane do naszej tytułowej bohaterki. W ręce wpadła jej kartka sprzed pięćdziesięciu lat. Sophie przyłączyła się do grupy ,,sekretarek Julii", które odpowiadały na korespondencje do tej dziewczyny wysłanej. Co postanowiła zrobić główna bohaterka? Odpowiedzieć na list, który, dosłownie, ,,wpadł jej w ręce". W taki sposób poznała Charliego, wnuka autorki pytań, w trójkę ruszyli w podróż za Lorenzo.

Sophie miała czas by odpowiedzieć sobie na pytania kim naprawdę była. Czego chciała? Gdzie była i dlaczego obok nie było Victora?


U jej boku widzimy Charliego, który niezwykle działał mi na nerwy. Z upływem minut jednak rekompensował początkową niechęć do siebie. Przekomarzanie się z blondynką było przezabawne!

Najważniejsza w całej historii jest Claire, która przez 50 lat nie dostawała odzewu na swoje pytania, ale nie przestała wierzyć w odpowiedź. Wyszła za cudownego człowieka, urodziła mu dzieci. Jej życie nie było do końca proste. W wypadku zginął jej syn oraz synowa. Wychowała swojego wnuka najlepiej jak mogła, a on wziął ją do Wenecji, z czego nie był początkowo zadowolony, chciał, żeby kobieta była szczęśliwa. Miłość, która, to prawda, zestarzała się, ale nie straciła na sile, prowadzi przez ten film. Czuć ją w każdej minucie, w zdeterminowaniu Claire.

Muszę przyznać, że nie wszystko podobało mi się w tej produkcji. Obraz Anglików jako uszczypliwi i narzekający na cały świat, co nie do końca jest prawdą. Uważam, że film powinien zostać zrobiony przez Włochów, ponieważ Amerykanie uważają Italię za kraj pełen sympatycznych ludzi, dobrego jedzenia i Lorenzów na każdym kroku, co też mija się z rzeczywistością.


,,Listy do Julii" odpowiada standardom komedii romantycznej lecz niestety jest bardzo przewidywalny. Oczywiście, gdy ktoś nie ogląda takich filmów to raczej nie będzie wiedział, co się stanie, ale dla mnie wychodzi to trochę słabo. Wszystko ratują aktorzy: Amanda Seyfried, Christopher Egan oraz cudowna Vanessa Redgrave.

Przyznam, że zauroczyły mnie ujęcia Włoch. Takich zdjęć nie dało się zepsuć, były wręcz idealne, bo gdy tylko zobaczymy obraz Toskanii, to zakochujemy się od pierwszego wejrzenia!

Pozdrawiam. ;)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

czwartek, 25 sierpnia 2016

Za jakie grzechy, dobry Boże? (2014)

Mam sentyment do francuskich produkcji ze względu na mojego ulubieńca jakim jest ,,Nietykalni", dzięki niemu francuska kinematografia nabrała rozpędu. Coś, co niewątpliwie, wychodzi Francuzom najlepiej to komedie. Trafiłam ostatnio na przezabawny film z przekazem pt. ,,Za jakie grzechy, dobry Boże?"


Claude i Marie byli szczęśliwymi rodzicami pięknych czterech córek. Starsi ludzie byli również zagorzałymi katolikami, więc marzyli o znalezieniu dla swoich dzieci odpowiednich mężów. Przez ,,odpowiednich" mam na myśli: katolików. Niestety dziewczyny wyszły kolejno za Żyda, Araba oraz Chińczyka. Małżeństwo pokładało coraz większe nadzieje w najmłodszej, niezwykle urodziwej, Laure. Teściowie z zwiększającą się ilością zięciów musieli stawać się proporcjonalnie bardziej tolerancyjni, co średnio wychodziło samemu Claudowi. Okazało się, że wybranek Laure rzeczywiście był katolikiem, ale kolor jego skóry pozostawiał wiele do życzenia, ponieważ był czarny.

Muszę przyznać, że rozmowy teścia z zięciami nie są żenujące, zaczerpnięte ze stereotypów, ale nie rasistowskie. A gdy wszyscy spotykają się na rodzinnym obiedzie - można popłakać się ze śmiechu!


Ojciec naszego czarnoskórego narzeczonego jest równie konserwatywny jak Pan Verneuil. Pomyślicie, że pewnie świetnie się dogadali, skoro mają takie same charaktery, ale nic z tych rzeczy! Już podczas pierwszej rozmowy na Skype się pokłócili, a prawdziwa komedia zaczęła się podczas spotkania.

Andre chciał dla swojego syna czarnej żony, natomiast Claude chciał dla swojej córki białego męża. Do końca jednak nie możemy być pewni czy to im wyjdzie.


David, Rachid i Chao początkowo nie mogą nie dogadać, kierując się kulturami, narodowościami, wyznaniami. Jednak gdy pojawia się Charles mężczyźni chcąc ratować rodzinę, w konspiracji, postanawiają go śledzić zacieśniając tym samym więzi.

Przyznam, że najbardziej do gustu przypadła mi rodzinna pasterka. Mnie pewnie też zaskoczyłby widok mężczyzn różnych narodowości śpiewających kolędy z książeczek.

Do każdego z bohaterów została przypięta jakaś metka, nawet Pan Verneuil nie został oszczędzony. Walka z uprzedzenia poprzez komedie wyszła bardzo dobrze. Nie mam się do czego przyczepić.

Pozdrawiam. ;)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/83774928,
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

piątek, 12 sierpnia 2016

Iluzja (2013)

Przyznam, że dopóki nie pojawiły się zapowiedzi filmu pt. ,,Iluzja 2" o jedynce nic nie słyszałam. Stwierdziłam, że dobrze by było obejrzeć ,,Iluzje", ponieważ tematyka była bardzo w moim klimacie. Pomyślałam: ,,Ja dam się nabrać? Ja?".


Czterej Jeźdźcy byli czwórka utalentowanych iluzjonistów - J. Daniel Atlas, Jack Wilder, Merritt McKinney oraz Henley Reeves - znalezionych przez tajną organizacje OKO. W trakcie niezwykłego pokazu w Las Vegas okradli bank na innym kontynencie - a konkretnie we Francji. Niestety to przyciągnęło uwagę FBI oraz Interpolu, ale nie tylko organy ścigania mieli ich na oku, a także Thaddeus Bradley, były magik wyjaśniający triki innych ,,czarodziei". Grupa jednak wyprzedzała wszystkich, nawet Pana Bradleya, o kilka kroków. Jak zostało powiedziane: ,,Nie ważne, co myślisz, że wiesz, zawsze będziemy jeden krok, trzy kroki, siedem kroków przed tobą."

Producenci trochę grają z widzami w kotka i myszkę. Zostajemy wkręceni w karuzele iluzji. Pod koniec wszystko zmienia się o 180* i nic nie układa się już tak, jak nam się początkowo wydawało. Film da się oglądać tylko na krótkim oddechu. Zwroty akcji pojawiają się jak fajerwerki zapychając dziury w scenariuszu.


Moim ulubionym momentem jest scena akcji. Pościg za Jackiem po autostradzie bardzo szybkimi samochodami i niesamowity wybuch, Okazuje się, że tutaj też wkradł się przekręt. Musimy pamiętać o słowach wypowiedzianych na początku filmu: ,,Im uważniej patrzysz...Tym mniej widzisz!". Fabuła jest tak wciągająca, że po czasie o tym zapominamy. 

Aktorzy zostali dobrani fenomenalnie! Jesse Eisenberg nawet wyglądem dawał do zrozumienia, że jest cwaniaczkiem i pokazał to w rozmowie z agentem FBI. Woody Harrelson wzrokiem przejrzałby najbardziej skrytą i zamkniętą w sobie osobę. Isla Fisher pozamiatała film swoją ciekawą urodą i kokieterią. O Dave Franco muszę powiedzieć, że jest bardzo przystojnym mężczyzną i zjednał sobie tym rzesze fanek. Michael Caine i Morgan Freeman zostali wyznacznikiem poziomu jaki widzimy w produkcji. Doskonali w każdym calu aktorzy, w ich grze nie ma miejsca na najmniejszy błąd. 


Reżyser pozwolił sobie na trochę romansu, bowiem między Dylanem Rhodes oraz Almą Dray, którzy teoretycznie mieli się zająć sprawą, zauważamy iskrę zainteresowania. Niestety na głowę bije ich duet Daniel&Henley. Dialogi tej dwójki polegały na zasadzie dogryzania, co w efekcie wychodziło niezwykle zabawnie. 

Bardzo spodobało mi się swoiste przedstawienie bohaterów na początku filmu, jeszcze nie spotkałam się z takim rozwiązaniem i według mnie jest zdecydowanie na plus. 

Muzyka i ujęcia to największe zalety. Piękna, tajemnicza ścieżka dźwiękowa tylko pogłębiała doznania a gładkie przejścia kamery wywoływały uśmiech na moich ustach. 

Podsumowując, ,,Iluzja" jest przyjemna dla oka i miła w odbiorze. Sztuczki na miarę rasowych magików. Obsada niczego sobie, mam wrażenie, że trochę podsycona Freemanem. 

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: 

czwartek, 4 sierpnia 2016

Zwierzogród (2016)

Wiele razy już starałam się pominąć film ,,Zwierzogród" i do tej pory jakoś mi to wychodziło, czułam do niego niewyjaśnioną niechęć. Ostatnio jednak miałam ochotę obejrzeć ,,bajki" wysoko oceniane i biorąc pod uwagę, że ,,Zootopia" znajdowała się w pierwszej dziesiątce najlepszych filmów z ostatniej dekady stwierdziłam: ,,Dobra, co mi tam?".


Fabuła kręci się wokół królika imieniem Judy. Dziewczyna dążyła do swojego celu i go osiągnęła. Po ukończeniu akademii policyjnej z wyróżnieniem została pierwszym królikiem policjantem. Judy wyjechała do Zwierzogrodu, gdzie każdy mógł być tym - kim chciał, z myślami o zmianie świata na lepsze, niestety została przydzielona do mandatów. Nasza króliczka jednak wyniuchała trudną do rozwiązania sprawę. Na jej drodze stanął sprytny i gadatliwy lis Nick. Okazuje się, że dziewczyna potrzebuje partnera, którym zostaje nie kto inny jak nasz lisek.

Bardzo spodobało mi się przestawienie świata w wersji bez ludzi. Cudownie odwzorowano ludzkie zachowania. Pokazano, że drapieżniki mogą żyć z ofiarami; że mięsożercy i roślinożercy wcale nie muszą sobie przeszkadzać, a mogą nawet egzystować w zgodzie. Najbardziej urzekła nie autentyczność niektórych scen. Jakby je żywcem wyjąć z rynku w jednym z bardziej zatłoczonych miast. Nie taki lew straszny, nie taki królik bezbronny, nie taki lis cwany.


Po raz kolejny Disney pokazał swoją wielkość. Samo miasto ma w sobie kilka sektorów - każdy niebanalnie zrobiony i pięknie odwzorowany. Tak, jakby cały świat ulokowano w jednym miejscu. A podróż Judy to prawdziwa magia. I trzeba przyznać, że zwierzęta wychodzą Disney'owi najlepiej o czym świadczy choćby Myszka Mickey.

Dubbing mnie oczarował. Julia Kamińska w roli Judy Hoops tak cudownie oddała króliczy głos. Paweł Domagała, co tu dużo mówić...zostałam zauroczona jego ,,lisem chytrusem". Najbardziej trafionym głosem w całym filmie była Barbara Kurdej-Szatan jako wiceburmistrz Obłoczek. Kochany, słodki, owczy głosik. Właśnie tak można sobie tę aktorkę wyobrazić.


Nie mogłabym nie wspomnieć o świetnej ścieżce dźwiękowej. Piękne, nastrojowe melodie, które nuci się kolejne pół dnia po seansie.

Z filmie zaskoczyła mnie także różnorodność gatunków. Mamy komedie, dramat, romansidło, akcje. Mimo takiej ilości wcale nie wieje tandetą. I te sceny sugerowane ,,Ojcem Chrzestnym" - cudowne!

Produkcje tę zdecydowanie poleciłabym osobą w każdym wieku, ponieważ nie gorszy, śmieszy, straszy, zaskakuje i rozczula. Nie ważne czy masz lat 6 czy 96 i tak będziesz dobrze wspominał ,,Zwierzogród".

Pozdrawiam. :)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

czwartek, 21 lipca 2016

Woda dla słoni (2011)

Gdy aktor dostaje specyficzną i niejako dziwną rolę, odciska się na nim jej piętno. Mowa tutaj o Robercie Pattinsonie i jego ,,Edziu". Przyznam, że w ,,Wodzie dla słoni" chciałam zobaczyć jak sobie poradzi, ponieważ w ,,Twój na zawsze" poszło mu bardzo dobrze.


Jacob Jankowski był bardzo zdolnym studentem weterynarii, kończył ostatni rok. Po tragicznej śmierci rodziców musiał znaleźć sobie miejsce w życiu. Dom został zabrany przez bank. Jacob dołącza do grupy cyrkowej, przekonując właściciela, że bardzo jest mu potrzebny ,,wykwalifikowany" lekarz dla zwierząt. Żeby zostać przyjętym musiał wykonać jedno zadanie: przynieść wodę dla słonia, którego w cyrku nie ma. Bohater poznaję żonę Augusta, w której prędko się zakochuje. Marlena, mimo że na początku tego nie widzimy, odwzajemnia uczucie do młodego mężczyzny. Parę tę, bowiem połączyła słonica imieniem Rosie, która reagowała tylko na polskie komendy. Historia, którą przeżył Jacob z Marleną jest bardzo zawiła, ale też piękna.

Miło było zobaczyć w filmie polski akcent. Jacob i jego rodzina zostali przedstawieni jako Polacy. I może nie mieli perfekcyjnego akcentu, ale ważne, że się starali. To było dla mnie bardzo uroczę. Oczywiście nie mogło zabraknąć polaka-pijaka.


Pattinsonie mój, Pattinsonie...aktor ten zagrał dobrze, ale nie aż tak jak w ,,Twój na zawsze", ale o wiele lepiej niż w ,,Zmierzchu", który mimo wszystko dał mu sławę. Myślę, że powinien zaangażować się w więcej melodramatów, bo w nich się spełnia.

Jestem pełna podziwu dla kreacji aktorskiej Reese Witherspoon. Muszę przyznać, ale ta kobieta wygląda jak malowana. Jest niezwykle piękna i idealnie wpasowała się w role.

Jednym, co bardzo chcę pochwalić jest tłumaczenie tytułu. Wreszcie trafiłam na dobrego tłumacza!

Jestem zakochana w ujęciach, które zobaczyłam w filmie. W scenografii dokręcona jest każda śrubka, nie ma tam miejsca na błędy. Pod względem wizualnym jest bardzo dobrze.


Co do miłości Jacoba i Marleny mam kilka zastrzeżeń. Nie było między nimi chemii. Ich pocałunki wyglądają jak wyjęte z przedszkola - wśród cmoknięć dzieci. Nie ma tej iskry, którą widzimy w wielu produkcjach (np. ,,Zanim się pojawiłeś").

Odczułam także brak muzyki adekwatnej do scen ,,miłosnych". Wiadomo, że to ścieżka dźwiękowa tworzy film, tutaj była jakby dziurawa.

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: http://www.cda.pl/video/842341f, https://www.youtube.com/watch?v=73m1TqvdIgI
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

czwartek, 14 lipca 2016

Panie Dulskie (2015)

Co znowu podkusiło mnie do obejrzenia polskiego filmu? Tytuł nie był zbyt kuszący, opis też nie bardzo zachęcający, a jednak zdecydowałam się kliknąć play. Żałuje straconego czasu.

Zapewne każdy z was zna dramat Gabrieli Zapolskiej ,,Moralność Pani Dulskiej" - wiele nauczycieli wybiera tę książkę jako lekturę. Nie bez powodu - jest zdecydowanie ponadczasowa, niezwykła.


Liczyłam, że ,,Panie Dulskie" pokaże fabułę w nowej jakości, lepiej niż Teatr Telewizja. Myślałam, że Bajon spojrzy na to okiem konesera, nie byle jak, nie ,,na odwal się". Sądziłam, że zobaczę coś świeżego, nowego. I nie powiem, film jest zrobiony dobrze, tylko te wątki...

Od początku...do Pani Dulskiej (córki, dobrze nam znanej, kobiety z książki Zapolskiej) przychodzi jej córka, która jest reżyserem i chcę odkryć rodzinne tajemnice. Tylko, że nie zjawia się sama, u jej boku widzimy Rainera. Mężczyzna ma dziwne wrażenie, że jest powiązany ze starą kamienicą i nie bez powodu. Dziewczyna wytyka swojej matkę, że ich rodzinna nigdy w niczym nie brała udziału, ma za to do niej żal. Wypomina jej, że Dulscy nie walczyli w Podziemiu, nie zapisali się do Solidarności a o Holokauście wiedzą z filmu. Co ciekawe, jej brat związał się ze służącą a teraz w dresiku chcę wstąpić do partii politycznej, powodzenia. Poplątanie z pomieszaniem, prawda? I dokładnie tak czułam się podczas oglądania filmu. Ciężko jest połapać się w czasie scen.


Do książki została napisana dziwna kontynuacja - tak, jakby ona sama nie wystarczyła. Nie tylko kontynuacja, ale także zastanawiająca interpretacja. ,,Zastanawiająca" znaczy tutaj dla mnie po prostu zła.

Może do ekranu przyciągnęła mnie obsada... Krystyna Janda, Katarzyna Figura, Maja Ostaszewska, Olgierd Łukaszewicz... Wybuchłam śmiechem gdy zobaczyłam, że Janda (63 lata) została babką, Figura (54 lata) - matką a Ostaszewską (43 lata) widzimy w roli wnuczki. Według mnie aktorki powinny być dobrane odpowiednio wiekiem.

Najbardziej chyba załamało mnie przedstawienie losów Hanki i Zbyszka. W dramacie ich wątek zostaje ucięty, a w filmie postanowiono go ciągnąć i nie wyszło to na dobre, niestety. Z relacji dwojga ludzi zrodził się, właśnie, Rainer. Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie wolałabym obejrzeć przyzwoitą ekranizacje zamiast słabej interpretacji.

Sceny są nagrane ładnie, gładkie przejścia cieszą oko. W wielu polskich produkcjach bywa tak, że podczas rozmów trzeba podkręcić głośniki, ale na dźwięk odsuwania krzesła można dostać zawału - tutaj tego nie ma.


Muzyka to tragedia! W ogóle nie została dobrana do scen. Podkład rodem z horroru wstawiony w środku normalnego życia. W pewnym momencie miałam nadzieje, że pod koniec piosenki pokażą jakiegoś ducha czy coś, ale tego nie zrobili.

Mam też wrażenie, że Bajon niejako ukradł Zapolskiej humor. I mimo, że Gabriela nie żyje już 95 lat, to bardziej potrafiła mnie rozśmieszyć niż prawie 70-letni mężczyzna.

Filmowi i Panu Bajonowi mówię: ,,Nie, dziękuję".

Pozdrawiam. :)
Film obejrzysz na: https://cda-online.pl/panie-dulskie/
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Zanim się pojawiłeś (2016)

Dobry Boże, jaka jestem szczęśliwa! W końcu znalazłam film, który mnie nie zanudził, rozbawił, wzruszył i pocieszył jednocześnie! Mowa tutaj o nowości, która ma jakże dźwięczny tytuł, ,,Zanim się pojawiłeś". Nawet tak bardzo nie razi mnie tłumaczenie, ponieważ nazwa w wersji angielskiej brzmi ,,Me Before You" - jest dobrze.


Zacznę od tego, że jeśli tylko podobali wam się ,,Nietykalni" to ,,Zanim się pojawiłeś" także przypadnie wam do gustu. Oczywiście, nie śmiem porównywać nowości do klasyki kina. Ekranizacja powieści Jojo Moyes to wyżej wspomniany ,,Intouchables" ze szczyptą romantyzmy i bardzo dużą ilością sarkazmu.

Dwójka zupełnie nie podobnych do siebie charakterów: Louisa "Lou" Clark, która mieszka w malutkim mieszkanku wraz z siostrą oraz jej synem i rodzicami, nie wie co zrobić ze sobą po stracie pracy; Will Traynor bogaty i wyrafinowany mężczyzna, który pół swojego życia spędził na zabawie, na aktywnym spędzaniu czasu, można rzez, że był ,,ustawiony" - jego rodzice mieli własny zamek.
Pewnego, niby zwykłego, dnia gdy wyszedł z mieszkania w kierunku taxi został potrącony przez samochód i sparaliżowany od szyi do stóp. Lou w ,,pośredniaku" dostaje propozycje opieki nad Will'em i jako niezwykle zdesperowana, przyjmuje są.


Jojo Moyes osobiście napisała scenariusz i poprowadziła swój film w bardzo schematyczny sposób. Taki typowy romans. Ale czy naprawdę typowy? Otóż nie! Oglądając poczułam się wciągnięta w historie Will'a, do tego stopnia, że mogłam poczuć na sobie jego uczucia. Jeśli już o uczucia mowa...nie dostajemy tylko polukrowanej miłości z wisienką na szczycie - jak to bywa w taki produkcjach. Dobrze przemyślano gdzie powinien pojawić się śmiech, empatia, wzruszenie. Twórcy trochę grali na naszej psychice, ale w pozytywny sposób.

W ekranizacji czuje się niezwykły klimat. Patrząc na scenografie idealnie przełamaną kostiumami naszej Louis'y, w co została gładko wpleciona muzyka - można się zakochać! Wspomnę, że w ścieżce dźwiękowej wykorzystano piosenki takich wykonawców/zespołów jak: Imagine Dragons, Ed Sheeran czy Cloves - aż miło się słucha.


Emilia Clarke (cóż za zbieżność nazwisk z bohaterką) stworzyła cudowną postać - pozytywnie zakręconą kobietę, która pokazała, że żadnej pracy się nie boi. Emanuje takim optymizmem, że na sam jej widok kąciki ust podnoszą się do góry. Sam Claflin pokazał bardzo wiele. Mało kto tak przekonywującą zagrałby osobę przykutą do wózka (oprócz Francois'a Cluzet'a oczywiście). Sam przedstawił niezwykłego pesymistę, mężczyznę strasznie skrzywdzonego przez los. Mimo wszystko pokochałam go za cynizm i opryskliwość. Dawno nie słyszałam tak dobrych ripost. Nie na głównych bohatera świat się kończy, Matthew Lewis - znany z ,,Harrego Pottera" wrócił na pełnym gazie. Gdy tylko widziałam go na ekranie już pojawiał się na mojej twarzy wielki uśmiech.


Nie czytałam książki, ale po pobycie w kinie chyba to zrobię. Przyznam, że gdyby moja przyjaciółka raczej nie wyszłabym z kina, film tak ,,wbił" mnie w siedzenie swoim całościowym oddźwiękiem. Nawet mężczyźni płakali (chociaż pewnie nie chcieli, żeby ktokolwiek to widział). Wszystkim polecam wyjście na ,,Zanim się pojawiłeś" - ale pospieszcie się, zanim ( ;) ) zniknie z ekranów.

Zdecydowanie nie żałuje wydanych pieniędzy i wydałabym je jeszcze kilka razy na ów produkcje.

Pozdrawiam. ;)
Znajdziesz mnie na: https://www.facebook.com/seatingmovie/